Down the rabbit hole...
Krótkie wspomnienie Bellydance Evolution.
Zacznę od tego, że były pot i łzy. Jednym z kryteriów rekrutacji jest czas przygotowania
choreografii. Po otrzymaniu dostępu do filmu musiałam jak najszybciej się jej nauczyć,
nagrać i wrzucić na serwer, do oceny.
Zajęło mi to sześć godzin. Może nie wydaje się, że to dużo, ale wróciłam z pracy
zmęczona z perspektywą, zamiast zasłużonego odpoczynku, kolejnego wysiłku: czterech
godzin zajęć do poprowadzenia i nagrania choreografii późną nocą. Potem pozostało już tylko
wrzucić nagranie do sieci, co wymagało znalezienia oprogramowania do konwersji, kodeków,
a to wszystko o drugiej nad ranem, z zapałkami w oczach.
Było mi ciężko – fizycznie, psychicznie, organizacyjnie. Sprawdziło się jednak
przekonanie, że duży sukces okupuje się ciężką pracą. Presję narzucałam sobie sama, bo w
głębi duszy czułam, że to, do czego dążę, naprawdę jest w moim zasięgu. Ale miałam duże
obawy. Niepewność tego, czy wygram nie była największą z nich. Dużo bardziej
przejmowałam się tym, co będzie później; czy znalazłszy się w gronie zwyciężczyń będę w
stanie dorównać im techniką, czy stanę na wysokości zadania. Odnoszę wrażenie, że jest to
zresztą problem wielu polskich tancerek. Nie ustępujemy europejskim gwiazdom, ale
oceniamy swoje umiejętności znacznie niżej. Zrozumiałam to później, podczas tourne.
Wiadomość od Jilliny otrzymałam w prima aprilis, więc nie od razu uwierzyłam w jej
autentyczność. Uzmysłowiwszy sobie, że wszystko jest na poważnie, odczułam ogromną ulgę
i radość. To był jednak zaledwie wstęp do dalszej ciężkiej pracy; obciążenie nie tylko
fizyczne i psychiczne, lecz również organizacyjne i finansowe (BDE to nie furtka do wielkich
zarobków, tylko przygoda i prestiż, czego byłam świadoma od dawna). Gdyby nie pomoc
rodziców oraz koleżanek-tancerek wyjazd mógłby nie dojść do skutku.
Tournee zaczęło się od ciężkiej pracy – pięć dni po osiem godzin spędzonych na
wspólnych próbach, później powtórki, wątpliwości, szycie poprawek na kostiumach (a więc i
pokłute palce). Nadszedł jednak dzień pokazu i w momencie stanięcia przed publicznością
cała ta presja uleciała ze mnie, zastąpiona przez sceniczną pewność siebie.
Więcej prób już nie było, druga połowa wyjazdu minęła w taki sposób, w jaki powinny
przebiegać wakacje – na zwiedzaniu i bez stresu. Samolotem pierwszy raz w życiu leciałam
właśnie wtedy, z Berlina do Rzymu. Doświadczenie nie do opisania. Później warsztaty z
Sharon Kiharą, na których zostałam poproszona o asystowanie w ich prowadzeniu (o mało nie
zemdlałam ze szczęścia). Z innych atrakcji wymienię: lokalne jedzenie, zwiedzanie Rzymu,
pożar na lotnisku (niegroźny), Szwajcarię z jej słynną czekoladą i kosmicznymi cenami za
pokój w schronisku, austriacką kranówkę smaczniejszą od Nałęczowianki, widoki gór i
świeże powietrze. Inny świat. Osiemnaście godzin w autobusie to był powrót do szarej
rzeczywistości, ale też do życia i ludzi, za którymi zdążyłam zatęsknić.
W czasie tournee wychodziłam na scenę czterokrotnie, za każdym razem w innym
mieście i kraju. Za każdym razem mieliśmy do czynienia z nową sceną i wyzwaniami, które
się z tym wiążą. Tylko publiczność, bez względu na długość i szerokość geograficzną, była
niezmiennie niesamowita.
Jestem do dziś pod ogromnym wrażeniem zdolności organizacyjnych ekipy BDE;
świetnego wykorzystania tak krótkiego czasu, którym dysponowaliśmy. Widać, że nie był to
ich pierwszy spektakl.
Doświadczenie BDE nauczyło mnie, że ciężka praca popłaca; że bez względu na to, jak
pewnie czujemy się w tańcu, kluczem do podnoszenia swoich umiejętności jest pokora i
płynąca z niej otwartość; że cel często wydaje się dużo trudniejszy do realizacji niż jest w
rzeczywistości. Jeśliby kto zapytał, czy warto spełniać marzenia, opowiedziałabym mu tę
historię jako najlepszą z odpowiedzi.
P.s. Jedną z największych nagród była dla mnie możliwość prowadzenia warsztatów razem z Sharon Kiharą. Nie spałam później całą noc ;)
Przy okazji chciałam podziękować:
Moim rodzicom - dzięki którym wyjazd nie byłby w ogóle finansowo możliwy,
Rafałowi B. i mojej siostrze za wsparcie i cierpliwe wysłuchiwanie mnie ;)
Marioli Z. i zespołowi Mahakala - także za wsparcie i wiarę we mnie! :)
<3